Białoruś: co się dzieje w lasach na granicy z Ukrainą
22 kwietnia 2022– Nie można tego porównać z tym, co działo się w lutym czy marcu, kiedy to niekończące się kolumny pojazdów przejeżdżały obok nas, najpierw w kierunku Ukrainy, a potem z powrotem – mówi o rosyjskim wojsku mieszkanka białoruskiego miasta Mosyr. Jelena, jak się przedstawia, opowiada, że dziś w jej mieście rzadko widuje się mężczyzn w wojskowych mundurach.
Mieszkańcy południa Białorusi zauważyli jednak jednostki rosyjskiej armii już wcześniej, a nie dopiero wraz z rozpoczęciem wojny przeciwko Ukrainie 24 lutego. Na początku roku – przed rosyjską inwazją – obywały się rosyjsko-białoruskie manewry.
Według Jeleny, ostatnie tygodnie w Mosyrze były pełne napięcia, mimo że rosyjskie wojsko stacjonowało w obozie polowym poza miastem. – Często widywano ich w centrach handlowych, barach i restauracjach. Nie wiem, czy były jakieś konflikty z miejscową ludnością, przynajmniej ja nic nie słyszałam, ale Rosjanie czasami zachowywali się jak „gospodarze”, to znaczy bardzo szorstko – mówi kobieta o rosyjskich żołnierzach.
Kiedy wojska rosyjskie wycofały się z Ukrainy, przywieźli stamtąd sprzęt AGD i inne skradzione rzeczy. Według Jeleny, wojsko próbowało sprzedać to wszystko mieszkańcom Mosyru na spontanicznie utworzonym targu, nawet olej napędowy, na który był duży popyt. Ale żołnierze unikali rozmów na „temat ukraiński”, wspomina Jelena, dodając: – Powiedzieli, że nie wolno im o tym mówić – stwierdza.
Cisza na torach kolejowych
Obecnie na białoruskich dworcach kolejowych w pobliżu granicy z Ukrainą nie widać już sprzętu wojskowego. Mieszkańcy Homla, Mosyru i innych miast regionu piszą w sieciach społecznościowych, że obecnie rzadko widuje się tu transporty z pojazdami opancerzonymi, czołgami i inną ciężką bronią. – Najczęściej chodzi o uszkodzony sprzęt, który jest wywożony, ponieważ najwyraźniej nie da się go naprawić na miejscu – powiedział jeden z mieszkańców Homla.
Fakt, że sieć kolejowa na Białorusi jest obecnie rzadko wykorzystywana do przewozu sprzętu wojskowego, może być również spowodowany aktami sabotażu wymierzonymi w infrastrukturę białoruskich kolei. Według doniesień od początku wojny przeciwko Ukrainie na Białorusi doszło do co najmniej dziesięciu przypadków sabotażu. Niektóre z nich zostały oficjalnie potwierdzone przez władze, a nawet zakwalifikowane jako „akty terroryzmu”.
Wstęp do lasów zabroniony
Podczas gdy w dużych miastach Białorusi rosyjscy żołnierze nie rzucają się już tak bardzo w oczy, mieszkańcy białoruskich wiosek na pograniczu z Ukrainą czują, że w ich lasach były rosyjskie jednostki.
Od 18 kwietnia wstęp do lasów w dziesięciu rejonach obwodu homelskiego i trzech rejonach obwodu brzeskiego jest ograniczony lub całkowicie zabroniony. Oficjalnym powodem wprowadzenia zakazu jest wysokie zagrożenie pożarowe w lasach i na torfowiskach. Jednak mieszkańcy wsi nie chcą w to wierzyć, zwłaszcza że tegoroczna wiosna była chłodna i nie odnotowano żadnych pożarów lasów.
Michaił, który mieszka w Olmanach w obwodzie brzeskim, raczej wierzy w pogłoski o tym, że w lasach pozostawiono amunicję i broń. – Teraz sporo mówi się o tym, że w naszych lasach i na bagnach są jeszcze kryjówki, w których armia rosyjska przechowywała miny i materiały wybuchowe, by prowadzić wojnę przeciwko Ukrainie. Ale coś musiało się nie udać – mówi mężczyzna.
Przypuszczenie to potwierdzają również instrukcje władz skierowane do mieszkańców białorusko-ukraińskiej strefy przygranicznej. Zgodnie z tymi instrukcjami należy zgłaszać przypadki znalezienia broni, amunicji lub materiałów wybuchowych. Osoby, które tego nie zrobią, podlegają odpowiedzialności karnej. Takie powiadomienia nie istniały w przeszłości – mówią miejscowi.
„Ochrona przed ewentualnymi sabotażystami”
W białoruskich lasach, zwłaszcza w rejonach obwodów brzeskiego i homelskiego graniczących z Ukrainą, nadal widać jednostki wojskowe. Nie są to już jednak żołnierze rosyjscy, lecz członkowie białoruskich sił zbrojnych. Według Ministerstwa Obrony Białorusi, żołnierze „kontynuują wykonywanie zadań mających na celu wzmocnienie odcinków południowej granicy kraju”.
Jak donosi białoruski major, który pragnie zachować anonimowość, operacja jest oficjalnie określana jako „ochrona przed ewentualnymi sabotażystami i nielegalnymi formacjami zbrojnymi”. Rozmówca DW zauważa jednak równocześnie, że sytuacja na granicy z Ukrainą nie daje obecnie większych powodów do niepokoju.
Z kolei sekretarz Rady Bezpieczeństwa Białorusi Aleksander Wolfowicz w wywiadzie dla białoruskich mediów państwowych powiedział, że nie można wykluczyć „prowokacji przeciwko Białorusi” w celu „wciągnięcia kraju w konflikt”.