Berlinale - polski film nieobecny
6 lutego 20043117 filmów obejrzeli członkowie komisji, wybierając z nich do prezentacji bez mała 400; akredytowano 15 tysięcy filmowców i trzy i pół tysiąca dziennikarzy, przed kasami kolejki, w hotelach brak miejsc. Nic dziwnego - w czwartek wieczorem dyrektor festiwalu, Dieter Kosslick i minister stanu do spraw kultury, Christine Weiss, otworzyli uroczyście w Berlinale Palast na Potsdamer Platz 54 Międzynarodowy Festiwal Filmowy.
W obecności gwiazd ekranu kinomani obejrzeli melodramat „COLD MOUNTAIN” – opowieść o miłości w trudnych czasach – z Jude Law i Nicole Kidman w rolach głównych. Ale nie jest to konkurencja dla festiwalowych filmów – walka o niedźwiadki – złote i srebrne – zaczyna się dopiero nazajutrz po uroczystym otwarciu: ”Zaprezentujemy program konkursowy, obejmujący 18 światowych premier, oraz dalszych 26 filmów, z których trzy pokazane będą poza konkurencją. Chcieliśmy pokazać w Berlinie światowe projekcje, zarazem dokonując selekcji tematycznej...” - mówi dyrektor festiwalu Dieter Kosslick, wskazując na filmową ofertę z Afryki i Ameryki południowej. Oferta ta dowodzi polityzacji kina. I tak John Bormann w „COUNTRY OF MY SKILLS” opowiada historię południowoafrykańskiej komisji śledczej, zajmującej się badaniem apartheidu; Eric Rohmer z Francji prezentuje dreszczowiec „TRIPLE AGENT”, którego akcja toczy się na tle wojny domowej w Hiszpanii, a Theo Angelopoulos – „Ziemia Płacze” – pierwszy epos tryptyku historia Grecji.
Główny tematem Berlinale jest w tym roku Afryka Południowa. Z kolei z najnowszą amerykańską historią zapoznać możemy się w krytycznej retrospektywie, poświęconej „New Hollywood” i filmom o tematyce społecznej z lat 60 i 70 –tych. Aktualne natomiast problemy państw południowoamerykańskich obejrzeć można w cyklu „Panorama”.
Kolejnym politycznym akcentem festiwalu jest przyznanie w dniu 10 lutego argentyńskiemu reżyserowi Fernando Solanasowi honorowego „Złotego Niedźwiadka”.
Tegoroczne Berlinale ściągnęło nad Szprewę świat filmu, ale nie oznacza to, by festiwal zaniedbał przy tej okazji film niemiecki. Aż 56 filmów, prezentowanych w Berlinie, to rodzime produkcje – to więcej, niż kiedykolwiek w
przeszłości.
Dwa z filmów – „DIE NACHT SINGT IHRE LIEDER” Romualda Karmakarsa, miłosna tragedia, której akcja toczy się wśród społecznego marginesu, oraz dramat ze środowiska imigrantów, „GEGEN DIE WAND” - Niemki pochodzenia tureckiego walczą zgoła o wyróżnienie festiwalowe – o zaszczytne „niedźwiadki”...
W żadnym z konkursów - nawet w konkursie na dokument filmowy - nie ma filmów polskich. Jedynie dwunastu młodych polskich adeptów sztuki filmowej weźmie jedynie udział w imprezie towarzyszącej tzw. "Campusie" czyli w spotkaniach i warsztatach ze sławami filmu. W ramach "Campusu" odbędzie się też spotkanie ze Zbigniewem Preisnerem. To bardzo mało. Czyżby wielkie lata "polskiej szkoły filmowej" przeszły już do historii kina?