Berlinale na półmetku
11 lutego 2004Jak co roku o tej porze w środku Berlina wyrasta na kilkanaście dni efemeryda- nowe miasteczko liczące 15 tysięcy mieszkańców. Tyle bowiem uczestników – ludzi ze świata filmu, kultury i dziennikarzy zjechało się i tego roku do Berlina na 54 już z kolei festiwal filmowy.
Berlinale otworzył pozakonkursowy film Anthony’ego Minghelli p.t."Cold Mountain" (oryginalna nazwa, jaką Indianie nadali niegdyś swojej górze w późniejszej Północnej Karolinie) . Film jest aktualnie kasowym hitem w USA i opowiada o historii miłosnej w czasach najstraszniejszej ze wszystkich amerykańskich wojen - wojny domowej.
Podczas konferencji prasowej reżyser opowiadał o swoich niesłychanych kłopotach z finansowaniem filmu. Na trzy tygodnie przed rozpoczęciem zdjęć ze spółki wycofał się najważniejszy producent. Jak widać, sława i dorobek nie chronią przed takimi niespodziankami. Film kręcony był ze względów oszczędnościowych w Rumunii i krajobrazy, które podziwiamy na ekranie sądząc, że znajdujemy się w Północnej Karolinie to pejzaże Transylwanii.
Tradycyjnie już Berlinale ma pecha do gwiazd. Nie przyjechała ani Nicole Kidman, ani Jude Law. Honor bohaterów “Cold Mountain” uratowała na szczęście Renee Zellweger. Ale na czerwonym dywanie nie było pusto. Głód na gwiazdy berlińskiej publiczności nasycili z nawiązką Jack Nicolson i Diane Keaton, którzy nie tylko na ekranie wystąpili w roli świeżo zakochanej pary. Festiwalowi dziennikarze nie popisali się pytając bez pardonu podczas konferencji prasowej jak Jack Nicolson i Diane Keaton znoszą .....starość oraz jak szybko zamierzają się pobrać. Tylko poczucie humoru Jacka Nicolsona uratowało całą sytuację. Dalsze spekulacje odbywały się już w festiwalowych kuluarach.
Berlinale nie zostało jednak bynajmniej zdominowane przez Hollywood. Festiwal posiada swoją szczególną i przez wszystkich cenioną twarz, mianowicie ogromną ilość filmów dokumentalnych, w tym roku szczególnie poświęconych Południowej Afryce i Ameryce Łacińskiej.
Szczególnie film zrealizowany w gatunku tzw. “making of” zdobył uznanie międzynarodowej widowni - włoski dokumentalista Gianni Mina sfilmował produkcję innego filmu w reżyserii słynnego Brazylijczyka Waltera Salesa o podróży na motocyklu dwóch młodych ludzi w roku 1952 przez cały kontynent południowomerykański . Jednym z nich był 23-letni student medycyny, znany później jako Che Guevara.
Inny warty odnotowania film w reżyserii znanej niemieckiej dokumentalistki Helgi Reidenmeister nosi tytuł “Texas Kabul” i został poświęcony wojennym punktom zapalnym na świecie. Reżyserka odwiedziła Sarajewo, Kabul, Gudżarat w Indiach, gdzie doszło do pogromu muzułmanów, ale także Houston w Texasie, rodzinne miasto prezydenta Busha. Wszędzie tam rozmawiała ona z zaangażowanymi politycznie kobietami. “ Wojna nie ma kobiecej twarzy” – tak brzmi credo autorki.
Jedynym polskim akcentem w konkursie jest film "Die Mitte" ("Srodek") Stanisława Muchy, polskiego reżysera mieszkającego w Niemczech. Film ten startuje jednak jako produkcja niemiecka.
Polacy obecni są jedynie na marginesie festiwalu. Podczas jednej z imprez towarzyszących wybitnemu polskiemu dokumentaliście Marcelowi Łozińskiemu wręczono tzw. Nagrodę Wolności, zwaną dotąd Nagrodą im. Andrzeja Wajdy fundowaną ( 10 tys. dolarów) przez koncern tytoniowy Philip Morris.
Joanna Wiórkiewicz, Berlin