Awaria Pumy: o tym, na ile sprawna jest Bundeswehra
21 grudnia 2022Puma to najcięższy i najdroższy bojowy wóz piechoty na świecie. W nowym roku miała stać się „grotem" NATO, uczestnicząc w Siłach Szybkiego Reagowania Sojuszu, VJTF (Very High Readiness Joint Task Force). Na przełomie roku Niemcy przejmują dowodzenie nad VJTF, które rotacyjnie obsadzane jest przez członków NATO. Jednak podczas ćwiczeń Bundeswehry w połowie grudnia wszystkie 18 czołgów Puma uległo awarii, co było dla Niemiec poważną kompromitacją.
Minister obrony Christine Lambrecht nie chce na razie kupować kolejnych modeli. „Dopóki pojazd nie okaże się niezawodny, nie będzie następnego zamówienia", zapowiedziała. „Nasi żołnierze muszą mieć możliwość polegania na tym, że systemy broni będą wytrzymałe i stabilne nawet w czasie walki".
Nękany licznymi problemami technicznymi bojowy wóz piechoty Puma już dawno miał zastąpić swojego 50-letniego poprzednika – Mardera. Inspektor generalny Bundeswehry Eberhard Zorn obiecał natychmiastowe wyjaśnienie awarii i jednocześnie podkreślił: „Wypełnimy nasze zobowiązania wobec NATO od 1 stycznia 2023 roku". Ale to będzie możliwe tylko z Marderem.
Informacje o braku amunicji
Globalna awaria Pumy nie jest jednak jedyną kompromitacją niemieckiego wojska. Ostatnio media podawały, że Bundeswehra dysponowała zapasem amunicji na zaledwie dwa dni intensywnych walk. Informacja ta wyciekła z anonimowych źródeł w kręgach wojskowych. Jeśli to prawda (której nie można potwierdzić, gdyż jest to tajemnica państwowa), niemieckie zapasy amunicji są znacznie poniżej standardów oczekiwanych przez NATO, które wymaga od każdego kraju członkowskiego posiadania amunicji na 30 dni. Według ekspertów ds. obronności Niemcy musiałyby zainwestować 20-30 mld euro tylko po to, by wyrównać ten deficyt.
A to nie jedyne braki w niemieckiej armii. Stan wyposażenia Bundeswehry od dawna budzi niepokój: historie o czołgach i śmigłowcach wymagających naprawy, karabinach, które nie strzelają prawidłowo i żołnierzach, którzy muszą trenować na mrozie bez bielizny termicznej, krążą w mediach od lat.
Po ataku Rosji na Ukrainę, kanclerz Olaf Scholz ogłosił „przełom", który przez wielu w kraju i poza nim został okrzyknięty punktem zwrotnym w polityce zagranicznej i strategii wojskowej Niemiec.
Aby udowodnić, że mówi poważnie, Scholz zapowiedział zwiększenie rocznego budżetu obronnego, czyniąc go największym w Europie, oraz tworząc jednorazowy specjalny fundusz w wysokości 100 mld euro na modernizację wojska.
Wzajemne oskarżenia
Dziesięć miesięcy później pojawia się pytanie, gdzie podziały się te pieniądze. W sporze o amunicję doszło do konfliktu między rządem a niemieckim przemysłem zbrojeniowym o to, kto powinien był przejąć inicjatywę. Czy to przemysł powinien najpierw zwiększyć moce produkcyjne, czy też rząd powinien był szybciej złożyć zamówienia?
– To, czego oczekuję teraz od przemysłu obronnego, to budowanie zdolności produkcyjnych – powiedział w ARD Lars Klingbeil, przewodniczący SPD. – Ale czekać i mówić: najpierw zobaczmy, co nam zaoferuje polityka – to nie jest postawa, z którą teraz skutecznie zmniejszymy deficyty. Jeśli niemiecki przemysł zbrojeniowy nie może sobie z tym poradzić, to musimy zobaczyć, co możemy kupić za granicą, na przykład od innych krajów NATO.
Na te słowa polityka SPD szybko zareagował Hans Christoph Atzpodien, szef niemieckiego stowarzyszenia przemysłu bezpieczeństwa i obrony (BDSV). „Klingbeil mocno się myli“ – powiedział Atzpodien agencji DPA. Niemieckie firmy w branży obronnej podwoiły swoje zdolności produkcyjne w pierwszych tygodniach po rozpoczęciu wojny na Ukrainie.
– To śmieszne, jaki teatr rozgrywają między sobą przemysł zbrojeniowy i rząd – powiedział w wywiadzie dla DW Rafael Loss, analityk ds. obrony w Europejskiej Radzie Stosunków Zagranicznych (ECFR). Loss wskazał na przepisy, które uniemożliwiały firmom zbrojeniowym proaktywną produkcję broni lub zwracanie się do banków o pożyczki bez posiadania rządowego kontraktu. Powiedział, że obawia się, iż Niemcy nie odczuwają, jak szybko trzeba reagować na geopolityczne implikacje wojny agresji Rosji na Ukrainę. – Inne kraje, zwłaszcza w Europie Wschodniej, znacznie szybciej utworzyły odpowiednie grupy robocze między rządem a przemysłem – powiedział Loss.
Pytania o wiarygodność Niemiec
Państwa NATO w północno-wschodniej Europie obawiają się, że nie mogą dłużej liczyć na Niemcy, jako partnera wojskowego. „Jesteśmy gotowi na śmierć. Czy wy również?" – pytał Artis Pabriks, łotewski minister obrony, swoich europejskich kolegów na konferencji w Berlinie pod koniec października. Zwracając się bezpośrednio do Niemców, powiedział: „Wiele będzie zależało od siły militarnej waszego kraju, a, proszę wybaczyć, waszej siły militarnej w tej chwili nie widać".
– Aby być uczciwym wobec Scholza: myślę, że jego przemówienie o „przełomie" wskazywało, że jest on świadomy tego wyzwania – mówi ekspert ds. obronności, Rafael Loss. I dodaje: „Wygląda jednak na to, że wyzwaniu temu nie są w stanie sprostać ministerstwo obrony i inne instytucje".
Dostawy dopiero docierają
Rząd Scholza podpisał już umowę na zakup 35 myśliwców amerykańskiej produkcji F-35, które zastąpią starzejącą się flotę Tornado, a każdy z nich będzie kosztował 200 mln euro. Mają one jednak zostać wprowadzone na stan armii dopiero w 2027 roku.
Zakup sprzętu wojskowego jest procesem długotrwałym, inne kraje Europy Zachodniej mają podobne problemy z odnowieniem swoich struktur. Czy to czy samoloty myśliwskie, czy wojskowe skarpetki: prawie wszystko, czego potrzebuje wojsko, musi być najpierw zamówione, a potem wyprodukowane. – Nie można po prostu wybrać pewnych systemów wojskowych jak z półki w supermarkecie – powiedziała minister obrony Christine Lambrecht podczas niedawnej debaty budżetowej w Bundestagu.
Rafael Loss, ekspert ds. obronności, tłumaczy w wywiadzie dla DW: „Aby zapewnić trwałe dostawy amunicji dla broni dostarczonej do Ukrainy i jednocześnie odbudować Bundeswehrę na wymaganą skalę, potrzebujemy około 15 razy więcej amunicji".
Ale są jeszcze inne problemy. W ostatnich dekadach Bundeswehra sprzedała wiele swoich bunkrów magazynowych z czasów zimnej wojny. Oznacza to, że nawet gdyby wojsko miało 30-dniowy zapas amunicji wymaganej przez NATO, miałoby problem ze znalezieniem miejsca, w którym mogłoby ją przechowywać.
Historia błędnej polityki
Rafael Loss jasno podsumowuję obecną debatę polityczną i krytykę CDU wobec obecnego rządu: „To puste słowa. Sprawy nie wyglądały inaczej w ciągu ostatnich 16 lat, gdy CDU była u władzy". – To zabawne, że SPD i CDU obwiniają się wzajemnie za smutny stan Bundeswehry, ale myślę, że obie te partie ponoszą mniej więcej w równym stopniu winę – podsumowuje Loss.
Pełnomocniczka Bundestagu ds. sił zbrojnych, Eva Hoegl, mówiła niedawno w tygodniku „Die Zeit" o połączeniu logistycznej nieskuteczności z trudnościami spowodowanymi pandemią i z biurokratyczną ospałością. „Niestety, również urzędnicy Bundeswehry wykazują się czasem obojętnością i brakiem zainteresowania. Nie mamy tego, bądźcie cierpliwi, to nie będzie takie ważne, wyślemy to później – to coś, co żołnierze słyszą cały czas" – wyjaśnia pełnomocniczka.
W najbliższym czasie nadmierna biurokracja w wojsku ma zostać ograniczona: wymogi mają zostać zmienione tak, aby mniejsze zamówienia nie musiały już być przedmiotem przetargów w całej Europie, a dowódcy będą mieć możliwość wydania do 5 tys. euro bez konieczności przechodzenia przez formalną procedurę zamówień publicznych.
A rząd niemiecki zapewnił, że podstawowy sprzęt zostanie dostarczony do końca roku. Tak więc przy niewielkim szczęściu niemieccy żołnierze mogliby znaleźć nowe skarpety pod choinką. Ale ani Dzieciątko, ani Gwiazdor nie będą w stanie przynieść działających wozów bojowych Puma w tym roku. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, uda się to może zajączkowi wielkanocnemu na wiosnę 2023.