Ambasador Izraela: „Do zawarcia rozejmu zawsze potrzebne są dwie strony“
23 lipca 2014Deutsche Welle: Gwałtowne walki w Strefie Gazy nie ustają. Niemal co godzinę docierają do nas wiadomości na temat coraz większej liczby zabitych i rannych. Dlaczego armia izraelska podchodzi z taką brutalnością do Strefy Gazy – pomimo wielu apeli międzynarodowych?
Yakov Hadas-Handelsman: Mamy problem: tam, gdzie obecnie operuje armia izraelska, znajduje się osiedle mieszkaniowe, ale również bastion Hamasu. Tam produkuje się rakiety, tam mieści się centrala dowodzenia, tam zaczynają się tunele prowadzące do Izraela. Przez cztery dni ostrzegaliśmy mieszkańców i prosiliśmy o opuszczenie budynków. Niestety większość z nich nie zareagowała. Ze strachu przed Hamasem.
Ubolewamy nad tym, że giną niewinni ludzie. Ale jaką mamy alternatywę? Czy mamy dalej pozwalać Hamasowi na ostrzeliwanie rakietami naszych wiosek i miast, godzić się, żeby dalej przedostawali się do Izraela i mordowali osoby cywilne? Przecież byliśmy gotowi do zawarcia rozejmu. Propozycja zawieszenia broni wyszła od rządu egipskiego. Gabinet rządowy w Izraelu zgodził się na to, a Hamas nie. Ta organizacja po krótkim czasie złamała tymczasowe zawieszenie broni z przyczyn humanitarnych, ludzi wykorzystuje jako żywe tarcze.
Konflikt nie do rozwiązania?
DW: Coraz więcej polityków uważa, że tego konfliktu nie da się rozwiązać, ponieważ na dłuższą metę żadna ze stron nie może liczyć na zwycięstwo. Czy nie byłoby lepiej zabiegać o nowy rozejm i wznowić negocjacje?
YHH: Do zawarcia rozejmu zawsze potrzebne są dwie strony. Jednak większość ludzi Hamasu tego nie chce. Nawiasem mówiąc większość z nich ukrywa się w jakichś bunkrach albo mieszka w pięciogwiazdkowych, luksusowych hotelach gdzieś nad Zatoką Perską. Co ich obchodzi, że giną ludzie? Nie chcę być cyniczny, ale Hamasowi przecież o to chodzi, żeby było jak najwięcej ofiar, żeby światowa opinia publiczna widziała, jakich zbrodni dopuszcza się Izrael: ludobójstwa, rzezi i tak dalej. Jest nam bardzo przykro z powodu tylu zabitych, ale zginęło też co najmniej 13 izraelskich żołnierzy.
„Nie mamy nic przeciwko ludności palestyńskiej”
DW: Położenie mieszkańców w Strefie Gazy staje się coraz bardziej dramatyczne. Ludzie nie wiedzą, dokąd uciekać. Czy w tej sytuacji dotychczasowe zasady dalej obowiązują w Izraelu?
YHH: Przejścia graniczne do Izraela są otwarte, każdego dnia sto samochodów ciężarowych dostarcza żywność, leki, paliwo i gaz. Jest to bezprzykładne w czasie działań zbrojnych, że godzimy się na to, by ci ludzie to wszystko otrzymali. Powód jest prosty: nie mamy nic przeciwko ludności palestyńskiej, przeciwko tym biednym ludziom. Ale zwalczamy terrorystów. Nie możemy pogodzić się z tym, by ludzie w Izraelu żyli w ciągłym strachu, że za chwilę znów zawyją syreny.
DW: W niektórych miastach europejskich, ale głównie we Francji i Niemczech doszło w czasie weekendu do licznych demonstracji antyizraelskich. Czy to Pana nie niepokoi?
To powinno też zaniepokoić Niemców
YHH: Oczywiście, że jesteśmy tym zaniepokojeni. Nie mamy nic przeciwko demonstracjom i wolności słowa – jest to przecież trzon demokracji. Ale jeśli tak, jak w weekend, dochodzi do przemocy wobec policji i proizraelskich demonstrantów, jest to nie do przyjęcia. Myślę, że powinno to też zaniepokoić Niemców. Bo skandowano tam takie hasła jak „Żydzi do gazu”. Coś takiego w Niemczech?
Dziewięć lat temu wycofaliśmy się ze Strefy Gazy, żeby pokazać światu i Palestyńczykom, że jesteśmy gotowi do zawarcia pokoju. Co otrzymaliśmy w zamian? Organizację terrorystyczną, której głównym celem jest zagłada Izraela. Każdy ma prawo krytykować Izrael, ale oczekujemy większego wyczucia i spojrzenia rzeczywistości prosto w oczy. Również z ofensywą czekaliśmy wiele tygodni a Hamas stale nas prowokował. Więc jakiej reakcji się Państwo z naszej strony spodziewają?
DW: Pytanie tylko, co dalej?
YHH: W moim przekonaniu jest tylko jedno rozwiązanie: Gdy po obu stronach zakończą się walki, powinno dojść do rozbrojenia arsenałów broni Hamasu. Bo tak dalej być nie może. Izraelczycy mają prawo żyć jak normalni ludzie, tak samo, jak Palestyńczycy mają prawo do normalnego życia bez strachu przed organizacją terrorystyczną.
Problem polega na tym, że wielu członków Hamasu nie ma nic wspólnego z Izraelem. Ta organizacja robi to wszystko, bo brakuje jej pieniędzy. Mahmud Abbas nie ma środków, żeby wypłacać wynagrodzenia urzędnikom swojego tak zwanego rządu. Egipt na stałe zamknął granice łączące ten kraj ze Strefą Gazy, ponieważ również Egipcjanie uważają Hamas za wroga, ale to wszystko nie ma nic wspólnego z nami. Najpierw potrzebujemy rozejmu. Dopiero potem możemy rozmawiać o wszystkim innym.
Wywiad Jeanette Seiffert / tł. Iwona D. Metzner