AfD chce pomnika dla Niemców, Bundestag przeciw
16 maja 2020Niemcy też byli ofiarami wojny i zasługują na pomnik w Berlinie – uważa Alternatywa dla Niemiec (AfD). Wniosek prawicowo-populistycznej partii spotkał się w Bundestagu ze zdecydowanym sprzeciwem pozostałych klubów.
W związku z przypadającą w maju 75. rocznicą zakończenia wojny, klub AfD złożył w Bundestagu projekt uchwały, w której wzywa niemiecki rząd do utworzenia w Berlinie miejsca pamięci poświęconego Niemcom, którzy ucierpieli podczas drugiej wojny światowej i po zakończeniu działań wojennych.
W czwartek wieczorem, podczas pierwszego czytania projektu parlamentarzyści pozostałych klubów skrytykowali ten pomysł jako historyczny rewizjonizm. Podczas burzliwej debaty padło wiele ostrych słów pod adresem partii podejmującej nie po raz pierwszy próbę wybielania nazistowskiej przeszłości.
Poseł-sprawozdawca Marc Jongen z AfD rozpoczął swoje wystąpienie od polemiki z prezydentem Niemiec Frankiem Walterem Steinmeierem, który podczas niedawnych obchodów zakończenia wojny nazwał 8 maja 1945 r. „dniem wyzwolenia”. Po raz pierwszy tego określenia użył w 1985 roku ówczesny prezydent RFN Richard von Weizsaecker.
„To prawda, Niemcy i cały świat zostały 8 maja 1945 roku wyzwolone od zbrodniczego reżymu nazistowskiego i rozpętanego przez niego nadzwyczajnego stanu zagłady”- powiedział Jongen.
Zdaniem posła AfD koniec wojny był wyzwoleniem dla europejskich Żydów, dla krajów „napadniętych i maltretowanych” przez III Rzeszę, a także dla dużej części narodu niemieckiego.
Wyzwolenie nie dla wszystkich Niemców
„Lecz dwa do trzech milionów Niemców na dawnych niemieckich terenach wschodnich, którzy po 1945 roku zginęli wskutek wypędzeń, ucieczek i deportacji, nie mogło mówić o wyzwoleniu. To nie było wyzwolenie dla około 11 mln niemieckich jeńców wojennych, z których 1,6 mln nie powróciło z niewoli, a większość wróciła dopiero po wielu latach spędzonych w nieludzkich warunkach w obozach. Definitywnie nie można mówić o wyzwoleniu w przypadku zgwałconych już po 8 maja dwóch milionach niemieckich kobiet i dziewcząt, z których 10 proc. zmarło, a reszta doznała ciężkiej traumy” – wyliczał Jongen.
Już chociażby ze względu na szacunek wobec tych ofiar nie należy - jak zastrzegł – ustanawiać 8 maja dniem świątecznym, chyba że „uznaje się zbiorową winę wszystkich Niemców”.
Jongen zastrzegł, że planowany pomnik ma być „uzupełnieniem, a nie konkurencją” do istniejących już miejsc pamięci, szczególnie Pomnika Pomordowanych Żydów Europy. Jego zdaniem przyjaźń z byłymi przeciwnikami z czasów wojny jest na tyle ugruntowana, że zgodzą się oni na upamiętnienie przez Niemców ich własnych ofiar.
Zdecydowana riposta pozostałych klubów
Propozycja AfD spotkała się ze zdecydowaną ripostą pozostałych klubów parlamentarnych.
Elisabeth Motschmann z CDU/CSU określiła propozycję mianem „godnej politowania próby porównywania zbrodni popełnionych przez Niemcy z krzywdą wyrządzoną Niemcom, równoważenia ich, a tym samym ich relatywizowania”.
Posłanka przypomniała słowa kanclerz Angeli Merkel wypowiedziane podczas jej pobytu w Auschwitz w grudniu ubiegłego roku. „Odczuwam głęboki wstyd wobec barbarzyńskich zbrodni, które popełnili tutaj Niemcy. Były to zbrodnie i przestępstwa, które wykraczały poza wszelkie granice tego, co można sobie wyobrazić. Właściwie z przerażenia wobec tego, co w tym miejscu uczyniono kobietom, dzieciom i mężczyznom, należałoby zamilknąć” – cytowała posłanka Merkel.
Motschmann podkreśliła, że II wojna światowa była „wojną najeźdźczą i wyniszczającą, zbrodnią zawinioną przez narodowosocjalistyczne Niemcy”. „Uznanie tej winy musi pozostać na zawsze centralnym miejscem naszej kultury pamięci” - dodała.
Posłanka CDU zarzuciła AfD „dążenie do zwrotu w polityce historycznej”. Przyznała, że Niemcy zapłaciły wysoką cenę za wywołanie wojny. „Nie wolno nam zapomnieć tych cierpień” – oświadczyła. Powiedziała, że w Niemczech istnieją liczne pomniki i tablice pamiątkowe poświęcone poległym żołnierzom i ofiarom wśród ludności cywilnej.
„Odrzucamy postulat AfD utworzenia dodatkowego miejsca pamięci tylko dla niemieckich ofiar. Byłby to całkowicie błędny gest. Nie wolno dopuścić do relatywizacji, do umniejszania niemieckiej odpowiedzialności i winy za okrutną wojnę” – podsumowała Motschmann.
Posłanka SPD: wstydzę się
Marianne Schieder z SPD powiedziała, że jako obywatelka Niemiec i jako posłanka Bundestagu wstydzi się, że „pełne brunatnej ideologii zdania” znów są wypowiadane w niemieckim parlamencie.
„Nie możemy przestać zajmować się historią, gdyż proces rozliczania się z przeszłością nie jest jeszcze zakończony, a +wiecznie wczorajsi+ nadal nie odpuszczają, próbując naginać historię według swojego widzimisię, podlewając ją brunatnym sosem, aby kaptować zwolenników” – powiedziała socjaldemokratka.
W imieniu klubu SPD opowiedziała się za utworzeniem w Berlinie ośrodka dokumentacji, który byłby też miejscem spotkań, zajmującym się problematyką niemieckiej okupacji Europy, a szczególnie Europy Środkowej i Wschodniej. „Ta przeszłość jest w Niemczech mało znana” - zaznaczyła.
Lewica: sprawcy nie mogą być ofiarami
Z jeszcze większą swadą zaatakowała AfD Brigitte Freidhold z Lewicy. „Tak, niemieccy żołnierze umierali, ponieważ prowadzili i przegrali wojnę, która była wojną na wyniszczenie. Niemiecka wola niszczenia obróciła się przeciwko Niemcom. Ponieważ Niemcy nadal wierzyli w Hitlera i byli niezdolni do kapitulacji” – mówiła.
„Kim byli naziści? Byli Niemcami. (…) AfD chce miejsca pamięci dla Niemców, którzy do końca chcieli towarzyszyć Hitlerowi. Odrzucamy to. Sprawcy nie mogą być ofiarami” – tłumaczyła.
„Dlaczego nie poprzecie propozycji niemiecko-polskiego muzeum upamiętniającego 5,6 mln polskich ofiar niemieckiej okupacji? Albo pomnika polskich wyzwolicieli Berlina?” – pytała, zwracając się do posłów AfD. Przy okazji skrytykowała władze Niemiec za odmowę wypłacenia Polsce odszkodowań za straty wojenne.
W podobny ton uderzył Erhard Grundl z klubu Zielonych. „Fałszujecie historię, chcecie relatywizować niemieckie zbrodnie, ale to się wam nie uda” – mówił pochodzący z Bawarii poseł. Jak podkreślił, wypędzenie wielu milionów Niemców było następstwem „morderczej polityki ekspansji” Niemiec.
„Zachowamy pamięć o niemieckich zbrodniach, gdyż jest to nasza historyczna odpowiedzialność” – oświadczył. Strategia AfD polega na skierowaniu uwagi na przestępstwa aliantów, aby zrelatywizować niemieckie winy.
„To atak na naszą kulturę pamięci, która przyniosła nam szacunek całego świata. To odgrzewanie mitu ofiary z lat 50” – wtórował mu Eckhard Pols z CDU.
Wniosek AfD został skierowany do komisji kultury i mediów. Wobec zdecydowanego sprzeciwu pozostałych klubów nie ma szans na jego przyjęcie.